Witam!
Minęło sporo czasu od kiedy ostatnio coś tu pisałam.
To dlatego, że niestety nie mam aparatu, a chciałabym dodawać kocie zdjęcia...
No ale teraz, dzięki uprzejmości mojej przyjaciółki mam kilka zdjęć kociaków, które spacerują po podwórku :)
Muszę najpierw zaznaczyć, że na podwórku jest w 100% bezpiecznie. Jest ono otoczone kamienicami i nie ma możliwości wyjścia z niego, a wszystkie potencjalne niebezpieczne miejsca, jak dziura do piwnicy, są zabezpieczone (przywalone wielkim kamieniem).
Po pół roku pracy nad kociakami udało nam się osiągnąć sukces wychowawczy, polegający na tym, że małe wariaty wracają z podwórka do mieszkania, kiedy zagwiżdżę :)
A więc TAK - koty da się tresować ;)
Cała przygoda z kocim wychodzeniem na podwórko zaczęła się dawno temu, jeszcze zanim zamieszkała z nami Edytka, od innego kota - wielkiego, ślicznego rudzielca - który jak gdyby nigdy nic spacerował sobie po całym podwórku. Ktosiak potrafił wtedy przesiadywać całymi dniami przy oknie, gapić się na tamtego i miauczeć, warczeć i wydawać różne dziwne dźwięki.
W końcu, pewnego dnia, zdecydowaliśmy się na chwilę go wypuścić. Ja poszłam na podwórko, a Kuba został w mieszkaniu i otworzył okno. Ktoś powoli wyszedł na podwórko i niepewnie podszedł do Rudzielca, żeby się z nim pobawić i... dostał po mordce! Okazało się, że nie wszyscy chcą się tylko bawić, ale są na tym świecie istoty waleczne i straszne.
Po tym wydarzeniu trochę się uspokoił, ale nie na długo. Od czasu do czasu, kiedy nie było Rudego, a stado gołębi siedziało na naszym podwórku, wypuszczaliśmy Ktosiaka, żeby się z nimi pobawił (raz nawet złapał jednego gołębia, ale nie wiedział, co z nim zrobić i kiedy gołąb oprzytomniał po prostu odfrunął). Teraz już żadne gołębie nie lądują na naszym podwórku - co jest cudowne, bo również tam nie brudzą.
Później postanowiliśmy zaadoptować nowego kotka (Edytkę) i już nigdy nie wypuszcać ich na podwórko. Na początku były sobą tak zajęte, że nawet nie przyszło im do głowy miauczeć i domagać się odrobiny wolności. Ale powrót Rudego wszystko zmienił. Ktosiak, który najwyraźniej traktował już podwórko jako część swojego terytorium, przesiadywał na oknie za każdym razem, gdy widział Rudego i gapili się na siebie (Edytka dopingowała Ktosia).
Powoli, najpierw raz na jakiś czas, później częściej, zaczęliśmy wypuszczać Kotki. Teraz wychodzą kilka razy dziennie, ale od kiedy zrobiło się zimno tylko na kilka minut. Prawdopodobnie mają tam lepszą kuwetę, bo te w domu są czyste ;).
Rudego kota nie widzieliśmy już bardzo dawno.
Na początku sąsiedzi próbowali dokarmiać nasze maluchy róźnymi rzeczami - na szczęście koty ich nie jadły. Kiedy to zobaczyłam, rozwiesiłam przy wejściach na podwórko kartki z informacją, czego należy kotom NIE dawać, a co można, bo im nie zaszkodzi. Teraz na każdym z trzech połączonych podwórek jest jakaś sucha karma i woda :P.
Nasze koty mają już wielu fanów i sąsiedzi z wyższych pięter, kiedy ich spotykam, opowiadają mi, co Kociaki robią, kiedy przejdą za mur (czego nie widać z mojego okna) :).
Teraz, kiedy jest coraz zimniej i Koty mogłyby się rozchorować, dostają kocie mleko, które działa jak rutinoscorbin dla kotów. Są pod stałą opieką pani weterynarz, 2 razy w roku test na robaczki i w razie potrzeby odrobaczanie. Wszystko skonsultowane z panią wet.
Mam nadzieję, że nie zostanę za to, co tu opisałam, za bardzo skrytykowana.
Po wakacjach zrobiliśmy Kotom prezent i przerobiliśmy całą ścianę na koci plac zabaw. Mają tam półki do skakania po nich, od góry obite wykładziną, żeby się nie ślizgały :). Niestety Edytka chyba ma lęk wysokości, bo w ogóle nie korzysta z tych półeczek, tylko miauczy na Ktosiaka, kiedy on za długo tam siedzi. Myśleliśmy, że ten plac zabaw dostarczy im wystarczającą ilość rozrywki, niestety nie gonią się po tych półkach, tak jak to było w planie...
Jak będę miała zdjęcie tych półeczek, to zamieszczę je na tym blogu - jestem z nich dumna :)
A na razie kilka zdjęć kotów na podwórku.
Na jednym ze zdjęć jest zaznaczona dziura w płocie, przez którą przechodzą na sąsiednie podwórko, skąd mają możliwość wspiąć się na górę płotu :)
poniedziałek, 3 grudnia 2012
czwartek, 16 sierpnia 2012
U nas bez zmian :)
Witam!
Chcę dać znać, że u nas dobrze i bez zmian. Udało mi się dziś pstryknąć kilka zdjęć Ktosiowi, jak spał w umywalce, więc je wrzucam. Jak uda mi się dorwać super ruchliwą Edycię na jakimś zdjęciu, to też wrzucę :)
Pozdrawiam serdecznie, Monika.
Chcę dać znać, że u nas dobrze i bez zmian. Udało mi się dziś pstryknąć kilka zdjęć Ktosiowi, jak spał w umywalce, więc je wrzucam. Jak uda mi się dorwać super ruchliwą Edycię na jakimś zdjęciu, to też wrzucę :)
Pozdrawiam serdecznie, Monika.
poniedziałek, 11 czerwca 2012
pory roku mijają, a u nas dobrze ;)
Witajcie!
Znowu strasznie długo nic się tu nie pojawiało... ja po prostu nie potrafię regularnie prowadzić bloga., musicie mi to wybaczyć.
Ostatnio trochę się u nas działo, bo kociaki się przeziębiły i prawie codziennie przez 3 tygodnie byliśmy u weterynarzy. Najpierw była chora Edytka, ale z nią nie było dużego problemu, bo nie protestuje za bardzo, kiedy daje się jej tabletki i wyzdrowiała w mniej niż tydzień, za to później zaraził się Ktosiak. Z nim było trochę gorzej, dostał antybiotyk, ale on nie za bardzo pomógł i pani weterynarz musiała go zmienić, na taki, który trzeba dawać w zastrzyku. Więc przez tydzień byliśmy u pani Wet codziennie na tych zastrzykach i Ktosiak był baardzo nieszczęśliwy z tego powodu. Zresztą z nim nawet podawanie tabletek to ostra walka.
No i coś mu odbiło i za każdym razem, jak wracaliśmy od pani Wet, robił gdzieś w domu kupkę, żeby nam pokazać, że nie lubi tych wizyt ;/
No ale już po wszystkim, kociaki są zdrowe i ciągle się bawią i psocą ;) Edytka powoli przerasta Ktosia.
Poza tym dalej jest słodka i mraucząca, z tym, że teraz już w ogóle nie boi się ludzi. Jest już bardzoej oswojona niż Ktosiak. W ogóle wygląda, jakby była święcie przekonana o tym, że wystarczy, że jest taka słodka i dzięki temuy należy jej się wszystko, co dobre.
Od jakiegoś czasu wypuszczamy je do ogródka zewątrz kamienicy. Stamtąd nie ma żadnej otwartej drogi na ulicę, tylko skrawek trawy i kilka drzew. Kociaki wtedy biegają na świeżym krakowskim powietrzu i są bardzo zadowolone. Nauczyły się też, że przychodzą z powrotem, kiedy zagwiżdżę, więc takie wypuszczanie ich, kiedy akurat mamy czas, nie sprawia problemu. A jak ktoś z nas si tak siedzi przed laptopem, to równie dobrze można posiedzieć w sypialni, skąd okno wychodzi na podwórko, więc mamy je ciągle na oku.
Edytka czasem, jak świeci ładne słońce, wychodzi po prostu na środek podwórka, kładzie się i zaczyna myć i wygnać, pokazując wszystkim, którzy chcą patrzeć jak wygląda słodkość w czystej postaci. Za to Ktosiak czujnie obchodzi podwórko i co jakieś pół godziny, wskakując do mieszkania, robi obchód także po domu.
Już ładnie się ten nasz skrawek ziemi w podworcu zazielenił, więc niedługo będzie trzeba porobić kociakom w plenerze zdjęcia.
Nie przycinamy im pazurków w nadziei, że w końcu wdrapią się na jedyne drzewo, jakie tu rośnie, ale one chyba nie wiedzą , o co chodzi ;P Ciągle tylko polują na gołębia i owady. Z owadami idzie im trocvhę lepiej, bo Edytka ma najlepszą na świecie taktykę na gołębie: szarżując z dzikim okrzykiem brzmiącym jak coś pomiędzy miauczeniem i mruczeniem, wbiega w stado gołębi, które rozlatują się, jak jest w połowie drogi! I Ktosiowi nic nie daje to, że się elegancko skrada! xD To jest najcudowniejszy widok na świecie!
Czasami wychodzimy na podwórko z Kotami i wędkami, bo tam jest więcej wolnej przestrzeni i można łatwo Koty wymęczyć, a czasem to jest konieczne, żeby później zrobić cokolwiek w spokoju ;)
I tak nam mija czas :)
Jeszcze chciałabym tu napisać, o bandzie kociaków, które są w miarę oswojone, bo różni ludzie je dokarmiają, ale mieszkają na podwórku opuszczonej kamienicy niedaleko Jubilata, przy ul. Juliusza Kossaka 6.
Kotów jest chyba 6, większość czarnych i chyba 2 czarno-białe. Jeden z nich jest przecudowny i elegancki, bo ma białe wszystkie łapeczki i na przodzie białą plamę w kształcie klepsydry, przez co wygląda, jakby miał zapięty na jeden guzik frak :)
Wszystkie są śliczne i dając im jedzenie można do nich bardzo blisko podejść, tylko nie wiem, co mogę z tym zrobić. Teraz to spoko, poradzą sobie, zwłaszcza, że wiele osób musi je dokarmiać, bo wokół tej kamienicy są porozrzucane plastikowe talerzyki i torebki po karmie, ale co będzie z nimi w zimie?
Ja niestety nie mam możliwości ich zapakować i wziąć nawet na tydzień, bo przez te ostatnie częste wizyty u weterynarza jesteśmy kompletnie spłukani...
Macie jakieś pomysły i/lub rady?
Kociaki są naprawdę urocze, poniżej zamieszczam zdjęcia:
Znowu strasznie długo nic się tu nie pojawiało... ja po prostu nie potrafię regularnie prowadzić bloga., musicie mi to wybaczyć.
Ostatnio trochę się u nas działo, bo kociaki się przeziębiły i prawie codziennie przez 3 tygodnie byliśmy u weterynarzy. Najpierw była chora Edytka, ale z nią nie było dużego problemu, bo nie protestuje za bardzo, kiedy daje się jej tabletki i wyzdrowiała w mniej niż tydzień, za to później zaraził się Ktosiak. Z nim było trochę gorzej, dostał antybiotyk, ale on nie za bardzo pomógł i pani weterynarz musiała go zmienić, na taki, który trzeba dawać w zastrzyku. Więc przez tydzień byliśmy u pani Wet codziennie na tych zastrzykach i Ktosiak był baardzo nieszczęśliwy z tego powodu. Zresztą z nim nawet podawanie tabletek to ostra walka.
No i coś mu odbiło i za każdym razem, jak wracaliśmy od pani Wet, robił gdzieś w domu kupkę, żeby nam pokazać, że nie lubi tych wizyt ;/
No ale już po wszystkim, kociaki są zdrowe i ciągle się bawią i psocą ;) Edytka powoli przerasta Ktosia.
Poza tym dalej jest słodka i mraucząca, z tym, że teraz już w ogóle nie boi się ludzi. Jest już bardzoej oswojona niż Ktosiak. W ogóle wygląda, jakby była święcie przekonana o tym, że wystarczy, że jest taka słodka i dzięki temuy należy jej się wszystko, co dobre.
Od jakiegoś czasu wypuszczamy je do ogródka zewątrz kamienicy. Stamtąd nie ma żadnej otwartej drogi na ulicę, tylko skrawek trawy i kilka drzew. Kociaki wtedy biegają na świeżym krakowskim powietrzu i są bardzo zadowolone. Nauczyły się też, że przychodzą z powrotem, kiedy zagwiżdżę, więc takie wypuszczanie ich, kiedy akurat mamy czas, nie sprawia problemu. A jak ktoś z nas si tak siedzi przed laptopem, to równie dobrze można posiedzieć w sypialni, skąd okno wychodzi na podwórko, więc mamy je ciągle na oku.
Edytka czasem, jak świeci ładne słońce, wychodzi po prostu na środek podwórka, kładzie się i zaczyna myć i wygnać, pokazując wszystkim, którzy chcą patrzeć jak wygląda słodkość w czystej postaci. Za to Ktosiak czujnie obchodzi podwórko i co jakieś pół godziny, wskakując do mieszkania, robi obchód także po domu.
Już ładnie się ten nasz skrawek ziemi w podworcu zazielenił, więc niedługo będzie trzeba porobić kociakom w plenerze zdjęcia.
Nie przycinamy im pazurków w nadziei, że w końcu wdrapią się na jedyne drzewo, jakie tu rośnie, ale one chyba nie wiedzą , o co chodzi ;P Ciągle tylko polują na gołębia i owady. Z owadami idzie im trocvhę lepiej, bo Edytka ma najlepszą na świecie taktykę na gołębie: szarżując z dzikim okrzykiem brzmiącym jak coś pomiędzy miauczeniem i mruczeniem, wbiega w stado gołębi, które rozlatują się, jak jest w połowie drogi! I Ktosiowi nic nie daje to, że się elegancko skrada! xD To jest najcudowniejszy widok na świecie!
Czasami wychodzimy na podwórko z Kotami i wędkami, bo tam jest więcej wolnej przestrzeni i można łatwo Koty wymęczyć, a czasem to jest konieczne, żeby później zrobić cokolwiek w spokoju ;)
I tak nam mija czas :)
Jeszcze chciałabym tu napisać, o bandzie kociaków, które są w miarę oswojone, bo różni ludzie je dokarmiają, ale mieszkają na podwórku opuszczonej kamienicy niedaleko Jubilata, przy ul. Juliusza Kossaka 6.
Kotów jest chyba 6, większość czarnych i chyba 2 czarno-białe. Jeden z nich jest przecudowny i elegancki, bo ma białe wszystkie łapeczki i na przodzie białą plamę w kształcie klepsydry, przez co wygląda, jakby miał zapięty na jeden guzik frak :)
Wszystkie są śliczne i dając im jedzenie można do nich bardzo blisko podejść, tylko nie wiem, co mogę z tym zrobić. Teraz to spoko, poradzą sobie, zwłaszcza, że wiele osób musi je dokarmiać, bo wokół tej kamienicy są porozrzucane plastikowe talerzyki i torebki po karmie, ale co będzie z nimi w zimie?
Ja niestety nie mam możliwości ich zapakować i wziąć nawet na tydzień, bo przez te ostatnie częste wizyty u weterynarza jesteśmy kompletnie spłukani...
Macie jakieś pomysły i/lub rady?
Kociaki są naprawdę urocze, poniżej zamieszczam zdjęcia:
środa, 22 lutego 2012
A jednak nie taki głuptas...
Witam!
Dziś niestety nie najlepsze nowiny.
To Dyciowe sikanko poza kuwetę zaczęło się zdarzać coraz częściej, a sama Edycja zrobiła się troszkę osowiała. Zauważyliśmy to w sobotę, ale - wiadomo - Kot też człowiek i miewa różne dni, więc na początku nie zwróciliśmy na to dużej uwagi.
Może dlatego, że wyjęłam pędzle* i położyłam na kanapie, a jeden z nich był żółty - to ulubiony kolor Edytki ;) przynajmniej ostatnio - i ona może nie biegała tak dużo, jak zwykle, ale za to chodziła cały dzień szczęśliwa z tym pędzlem w pyszczku, a wieczorem nawet przyniosła go do naszego łóżka i z nim spała :)
Za to w niedzielę już ewidentnie było widać, że coś jest nie tak. Nawet zostawiła świeże mięsko w misce i Ktosiak męczył się z taką wielką porcją cały dzień.
Biedna, było jej tak źle, że spała sobie, a Ktoś leżał tak jakby na niej, jakby chciał jej bronic, i lizał ją...
A akurat był u nas znajomy, Marcin, który ma dużo do czynienia z Kotami,często bierze tymczasy, a poza tym ma własne kotki. On nam powiedział, że może to być objaw zapalenia cewki moczowej, bo miał właśnie taką sytuację ze swoją kotką.
Okazało się, że Edytka wcale nie jest taka głupiutka..Załatwiała się tak przy nas, aby zwrócić nasza uwagę.
Byłam z nią dzisiaj u pani dr Diany i oddałyśmy mocz do badań, Dyciak dostał zastrzyk z antybiotykiem przeciw obrzękowi, przy okazji wyszło, że ma jakieś grudki, których nie powinno być, na trzeciej powiece, więc mamy też Tobrex (czy jakoś tak) do oczek... no i jutro będą wyniki badań moczu, więc muszę zadzwonić do pani weterynarz i we czwartek lub piątek znowu zabrać do niej kicię... a biedny maluch** tak nie lubi tych wizyt...
W każdym razie sytuacja jest już pod kontrolą i to raczej nic bardzo poważnego (chociaż czekamy na te badania jeszcze).
A teraz gwiazdki :D Abstrakcje, które przypomniały mi się w trakcie pisania notki, ale nie chciałam za bardzo odbiegać od głównego wątku:
** - maluch?! Ona niedługo przerośnie Ktosia!!! Już są praktycznie tej samej wielkości. A jak ją niosłam w transporterku, to myślałam, że mi ramię urwie! Przy tym ona, choć je dziennie tyle samo lub więcej mięska, co ja, nie jest w ogóle tłusta. Ale rośnie strasznie! Przecież, kiedy do nas przyszła była wielkości połowy Ktosia, a teraz są równe... tylko, że nie wiem, czy on jeszcze urośnie, a ona raczej tak... Jestem przerażona tym faktem. Ona i tak go tłucze jak chce, a co będzie, kiedy będzie od niego większa? Nasz pan domu już całkiem straci autorytet ;P Poza tym nasza krówka ma głupi nawyk kładzenia się spać na twarzy Kuby xD mam nadzieję, ze mi go nie udusi...
* - pędzle.No tak, pędzle. Robimy mały remont, bo grzyb z mieszkania obok, które stoi puste i ma specyficzny mikroklimat, próbował wziąć nasze mieszkanie szturmem. Ale nie daliśmy się! Już po odgrzybianiu, jeszcze zostało tylko trochę malowania. Koty próbują nam pomagać, ale oblały egzamin z BHP (no bo co to ma znaczyć, że trzymają pędzel za włosie, a nie za trzonek?! Nie da się malować trzonkiem. Próbowały nas przekonać, ze ogony też są do tego dobre, ale za bardzo się lenią i ostatecznie nie mogliśmy im tego zaliczyć) i nie są dopuszczone na teren robót ;)
A najlepszą historią jest geneza naszego grzyba... Otóż:
Miałam bardzo stresujący okres w trakcie sesji, tak bywa,gdy człowiek sobie w trakcie semestru odpuści, i nie mogłam spać. Po kilku kolejnych nieprzespanych nocach postanowiłam wspomóc się syropem ułatwiającym zasypianie.Poszłam więc do apteki i zaopatrzyłam się we wspomniany syropek. Jak się później okazało, jednym z jego składników była waleriana i kociaki oszalały, porwały mi plastikowy kubeczek-miarkę, zaczęły z nią robić dziwne rzeczy i zniknęły mi z oczu. Godzina była późna, a moja niechęć do wstawania z łóżka ogromna, więc to zignorowałam. Później nie mogłam znaleźć tej miarki i szybko o niej zapomniałam. To był błąd, bo znalazłam ją dopiero w trakcie remontu i okazało się, że słodki, pożywny syropek był bazą wypadową grzyba ;/
Ech! To życie pełne wrażeń! Chciałam napisać notkę na kilka linijek ;)
To na razie tyle.Pewnie dam znać jak będą wyniki badań.
Pozdrawiam serdecznie,
Monika Kołodziejczyk
:)
Dziś niestety nie najlepsze nowiny.
To Dyciowe sikanko poza kuwetę zaczęło się zdarzać coraz częściej, a sama Edycja zrobiła się troszkę osowiała. Zauważyliśmy to w sobotę, ale - wiadomo - Kot też człowiek i miewa różne dni, więc na początku nie zwróciliśmy na to dużej uwagi.
Może dlatego, że wyjęłam pędzle* i położyłam na kanapie, a jeden z nich był żółty - to ulubiony kolor Edytki ;) przynajmniej ostatnio - i ona może nie biegała tak dużo, jak zwykle, ale za to chodziła cały dzień szczęśliwa z tym pędzlem w pyszczku, a wieczorem nawet przyniosła go do naszego łóżka i z nim spała :)
Za to w niedzielę już ewidentnie było widać, że coś jest nie tak. Nawet zostawiła świeże mięsko w misce i Ktosiak męczył się z taką wielką porcją cały dzień.
Biedna, było jej tak źle, że spała sobie, a Ktoś leżał tak jakby na niej, jakby chciał jej bronic, i lizał ją...
A akurat był u nas znajomy, Marcin, który ma dużo do czynienia z Kotami,często bierze tymczasy, a poza tym ma własne kotki. On nam powiedział, że może to być objaw zapalenia cewki moczowej, bo miał właśnie taką sytuację ze swoją kotką.
Okazało się, że Edytka wcale nie jest taka głupiutka..Załatwiała się tak przy nas, aby zwrócić nasza uwagę.
Byłam z nią dzisiaj u pani dr Diany i oddałyśmy mocz do badań, Dyciak dostał zastrzyk z antybiotykiem przeciw obrzękowi, przy okazji wyszło, że ma jakieś grudki, których nie powinno być, na trzeciej powiece, więc mamy też Tobrex (czy jakoś tak) do oczek... no i jutro będą wyniki badań moczu, więc muszę zadzwonić do pani weterynarz i we czwartek lub piątek znowu zabrać do niej kicię... a biedny maluch** tak nie lubi tych wizyt...
W każdym razie sytuacja jest już pod kontrolą i to raczej nic bardzo poważnego (chociaż czekamy na te badania jeszcze).
A teraz gwiazdki :D Abstrakcje, które przypomniały mi się w trakcie pisania notki, ale nie chciałam za bardzo odbiegać od głównego wątku:
** - maluch?! Ona niedługo przerośnie Ktosia!!! Już są praktycznie tej samej wielkości. A jak ją niosłam w transporterku, to myślałam, że mi ramię urwie! Przy tym ona, choć je dziennie tyle samo lub więcej mięska, co ja, nie jest w ogóle tłusta. Ale rośnie strasznie! Przecież, kiedy do nas przyszła była wielkości połowy Ktosia, a teraz są równe... tylko, że nie wiem, czy on jeszcze urośnie, a ona raczej tak... Jestem przerażona tym faktem. Ona i tak go tłucze jak chce, a co będzie, kiedy będzie od niego większa? Nasz pan domu już całkiem straci autorytet ;P Poza tym nasza krówka ma głupi nawyk kładzenia się spać na twarzy Kuby xD mam nadzieję, ze mi go nie udusi...
* - pędzle.No tak, pędzle. Robimy mały remont, bo grzyb z mieszkania obok, które stoi puste i ma specyficzny mikroklimat, próbował wziąć nasze mieszkanie szturmem. Ale nie daliśmy się! Już po odgrzybianiu, jeszcze zostało tylko trochę malowania. Koty próbują nam pomagać, ale oblały egzamin z BHP (no bo co to ma znaczyć, że trzymają pędzel za włosie, a nie za trzonek?! Nie da się malować trzonkiem. Próbowały nas przekonać, ze ogony też są do tego dobre, ale za bardzo się lenią i ostatecznie nie mogliśmy im tego zaliczyć) i nie są dopuszczone na teren robót ;)
A najlepszą historią jest geneza naszego grzyba... Otóż:
Miałam bardzo stresujący okres w trakcie sesji, tak bywa,gdy człowiek sobie w trakcie semestru odpuści, i nie mogłam spać. Po kilku kolejnych nieprzespanych nocach postanowiłam wspomóc się syropem ułatwiającym zasypianie.Poszłam więc do apteki i zaopatrzyłam się we wspomniany syropek. Jak się później okazało, jednym z jego składników była waleriana i kociaki oszalały, porwały mi plastikowy kubeczek-miarkę, zaczęły z nią robić dziwne rzeczy i zniknęły mi z oczu. Godzina była późna, a moja niechęć do wstawania z łóżka ogromna, więc to zignorowałam. Później nie mogłam znaleźć tej miarki i szybko o niej zapomniałam. To był błąd, bo znalazłam ją dopiero w trakcie remontu i okazało się, że słodki, pożywny syropek był bazą wypadową grzyba ;/
Ech! To życie pełne wrażeń! Chciałam napisać notkę na kilka linijek ;)
To na razie tyle.Pewnie dam znać jak będą wyniki badań.
Pozdrawiam serdecznie,
Monika Kołodziejczyk
:)
poniedziałek, 30 stycznia 2012
I miejsce dla Edytki!!
... jako dla najgłupszego kota na świecie XD !!!!
Szkoda, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia! Ech!
Edytka zrobiła coś najgłupszego na świecie i jesteśmy z tż przekonani, że to przez przypadek xD
Weszła do kuwety, stanęła "w drzwiach" (tak, że była już w kuwecie ale drzwiczki były uchylone i opierały się o jej grzbiet) i nasikała na podłogę przed kuwetą (!) Po czym wyszła z kuwety i bardzo zdziwiona patrzyła przez chwilę na to, co "zmalowała" a potem uciekła się schować.
Pierwszy raz się coś takiego zdarzyło xD. Tzn. ona sikała wcześniej czasem poza kuwetą ale tak, że faktycznie była POZA nią. A teraz nie wiem, co się stało. Kuwetki świeżo wyczyszczone, kotki wybawione i wypieszczone wyjątkowo obficie, nakarmione.
Jedyne rozwiązanie jest takie, że mała jest po prostu największym słodziakiem-głuptasem na świecie :P
P.S: u nas wszystko dobrze, tylko sesja, ale o tym musiałam napisać!
Edytce już prawie odrosło futerko na brzuszku i sterylka to dalekie wspomnienie, Ktosiak ma jakiś strasznie seksaśny nastroj i próbuje "dosiadać" wszystkiego,nawet naszych rąk i nóg o.O - Edytkę też próbuje, ale ona szybko go wywraca i też go dosiada. Nie wiem, czemu tak jest, staram się go tego oduczyć, ale słabo to idzie.
Może macie jakieś sugestie?
Pozdrawiam serdecznie :)
Monika.
Szkoda, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia! Ech!
Edytka zrobiła coś najgłupszego na świecie i jesteśmy z tż przekonani, że to przez przypadek xD
Weszła do kuwety, stanęła "w drzwiach" (tak, że była już w kuwecie ale drzwiczki były uchylone i opierały się o jej grzbiet) i nasikała na podłogę przed kuwetą (!) Po czym wyszła z kuwety i bardzo zdziwiona patrzyła przez chwilę na to, co "zmalowała" a potem uciekła się schować.
Pierwszy raz się coś takiego zdarzyło xD. Tzn. ona sikała wcześniej czasem poza kuwetą ale tak, że faktycznie była POZA nią. A teraz nie wiem, co się stało. Kuwetki świeżo wyczyszczone, kotki wybawione i wypieszczone wyjątkowo obficie, nakarmione.
Jedyne rozwiązanie jest takie, że mała jest po prostu największym słodziakiem-głuptasem na świecie :P
P.S: u nas wszystko dobrze, tylko sesja, ale o tym musiałam napisać!
Edytce już prawie odrosło futerko na brzuszku i sterylka to dalekie wspomnienie, Ktosiak ma jakiś strasznie seksaśny nastroj i próbuje "dosiadać" wszystkiego,nawet naszych rąk i nóg o.O - Edytkę też próbuje, ale ona szybko go wywraca i też go dosiada. Nie wiem, czemu tak jest, staram się go tego oduczyć, ale słabo to idzie.
Może macie jakieś sugestie?
Pozdrawiam serdecznie :)
Monika.
niedziela, 1 stycznia 2012
Święta, Święta i po Świętach...
Witam.
Dziś tylko krótka notka, którą mam nadzieję rozwinąć w ciągu najbliższych dni :)
A więc chronologicznie:
Na świeta Koty miały wielką przygodę, bo wyjątkowo niepojechały do mnie, tylko do domu Kuby, gdzie mieszka jeden baaaardzo nie-kocio-towarzyski kot (a właściwie Kota).
Maluchy mialy masę ciekawych przygód, które postaram się opisać w zaktualizowanym poście w ciągu kilku najbliższych dni.
Po powrocie do domu Edytka byla u pani weterynarz na zabiegu. Pani doktor Diana, oczywiście, była zachwycona poziomem komunikatywności i słodkości kici i powiedziała, że wcale nie jest ona tłuściutka :D.
Kicia dobrze zniosła zabieg i narkozę, nawet nie wymiotowała. Za to 2dni była "wstawiona" ;)
Świetna wiadomoscią jest to, że Edytka w ogóle nie sprawia wrażenia cierpiącej. Bawi się i gania jak gdyby w ogolenie miala żadnego zabiegu! To dla nas pozytywny szok, bo Ktoś po kastracji dość długo do siebie dochodził i było widać, że cierpiał.
To na razie tyle,
Życzymy wszystkim, aby przyszły rokbyl jeszcze lepszy niż poprzedni i żeby było w nim duuużo kotów-psotów i mruczenia :)
Dziś tylko krótka notka, którą mam nadzieję rozwinąć w ciągu najbliższych dni :)
A więc chronologicznie:
Na świeta Koty miały wielką przygodę, bo wyjątkowo niepojechały do mnie, tylko do domu Kuby, gdzie mieszka jeden baaaardzo nie-kocio-towarzyski kot (a właściwie Kota).
Maluchy mialy masę ciekawych przygód, które postaram się opisać w zaktualizowanym poście w ciągu kilku najbliższych dni.
Po powrocie do domu Edytka byla u pani weterynarz na zabiegu. Pani doktor Diana, oczywiście, była zachwycona poziomem komunikatywności i słodkości kici i powiedziała, że wcale nie jest ona tłuściutka :D.
Kicia dobrze zniosła zabieg i narkozę, nawet nie wymiotowała. Za to 2dni była "wstawiona" ;)
Świetna wiadomoscią jest to, że Edytka w ogóle nie sprawia wrażenia cierpiącej. Bawi się i gania jak gdyby w ogolenie miala żadnego zabiegu! To dla nas pozytywny szok, bo Ktoś po kastracji dość długo do siebie dochodził i było widać, że cierpiał.
To na razie tyle,
Życzymy wszystkim, aby przyszły rokbyl jeszcze lepszy niż poprzedni i żeby było w nim duuużo kotów-psotów i mruczenia :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)