Cześć!
Wybaczcie, że piszę tak późno.
Byłam dziś z Edytką u pani weterynarz i czekałam w kolejce chyba 2 godziny!
W dodatku w poczekalni były same psy, a jeden bullterier był tak zawzięty, że odkąd weszłyśmy do poczekalni aż do momentu, gdy on wchodził do gabinetu, warczał zawzięcie na naszą małą ślicznotkę-grubaska. Mała była za to bardzo grzeczna, cały czas w poczekalni przespała zupełnie nic sobie nie robiąc z wściekłego psiska. Niestety autobus był dla niej najwyraźniej bardzo strasznym miejscem, bo całą drogę w jedną i w drugą stronę spędziła na miauczeniu.
W gabinecie okazało się, że mała ma lekko zaczerwienione gardełko ale nie potrzebuje zastrzyków, samo powinno jej przejść. Miała za to powiększone węzły chłonne i zrobiłyśmy jej test na białaczkę, wyszedł negatywnie :) Przy pobieraniu krwi do testu troszkę się namęczyliśmy i trzeba było podglić łapkę, ale mała ma takie śmieszne pierze, że nawet nic nie widać.
I teraz NAJSTRASZNIEJSZA część posta: zważyliśmy Edycję! Waży 2,65 kg! Pani doktor powiedziała, że małą jest tłuściutka i trzeba uważać z jedzeniem... Ech! Faktycznie maluch jest żarłoczny i odgania Ktosia od miseczek. Ale jest na to sposób, trzeba im dawać w jednym czasie i zamykać z miskami w osobnych pokojach dopóki nie skończą szamać. Na razie tyle udało mi się wymyślić.
Jeśli macie jakieś rady n.t. jak nie spaść kota to bardzo proszę o komentarz lub e-mail.
Ja nie za bardzo się na tym znam, bo Ktoś nawet jak mu się nałoży dużo, to je tyle, ile mu potrzeba i basta. Za to Edycja bardzo stara się jeść tyle, ile widzi. Myślałam, że na razie jedzą tak dużo, bo próbują walczyć o to jedzenie i, że jak będą już się bardziej przyjaźnić to będzie spokój, ale pani wet. mówi, że niektóre koty po prostu mają tendencję do napychania się. Jak jej powiedziałam ile dostają "mokrej" karmy to zrobiła baaardzo duże oczy. Kotki zjadały jedną puszkę animonda dziennie, a te malutkie to nawet ze 4. I większość wsuwała Edytka. Ja myślałam, że jak się przyzwyczai do tego, że ma tyle ile chce i praktycznie cały czas to się opanuje, ale wygląda na to, że chyba nie...
Dziwi mnie tylko strasznie jakim cudem przy jej aktywności jest możliwe zrobienie się tłuszczyku o.O
Ktoś za to zdrowieje, mruczy i biega. Wygląda już dużo szczęśliwiej niż 2 dni temu. Myśleliśmy, że po prostu mała tak go wymęczyła, że musiał dzień odpocząć ale to było choróbsko. W każdym razie wygląda na to, że wszystko już w porządku, a jutro idziemy na kontrolę i będziemy mięli to na piśmie ;)
Pozdrawiam serdecznie, Monika.
O rany...przyznam, że jak przeczytałam o tych powiększonych węzłach chłonnych to mi się gorąco zrobiło...całe szczęście, że to tylko przeziębienie. Bo rozumiem, że to dlatego?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o jedzenie...hmmm...no właśnie - mnie się tak wydawało, że Edytka jest zbyt żarłoczna - nawet jak na takiego rosnącego młodego kotka. U nas dostawała wydzielone porcje, bo tak karmimy nasze koty. Przynajmniej dwa z naszych kotów są za grube - dlatego musimy wydzielać im porcje. Ale i tak nie za bardzo nam idzie to odchudzanie kotów - to nie jest łatwa sprawa. Myślałam, że Edytka przy stałym dostępie do karmy przestanie się tak obżerać ale jak widać na razie jej nawyki się nie zmieniły. Może trzeba jeszcze poczekać? Może z czasem taki sposób karmienia spowoduje jednak, że ta żarłoczność jej przejdzie. Bo w końcu jest u Was dopiero dwa tygodnie... Osoby, które przechodziły przez taki problem mówią, że to jednak chwilę trwa zanim kot się przyzwyczai, że ma stały dostęp do karmy i nie musi się martwić, że jedzenia zabraknie. Ale jednak czasem trafiają się koty, które nie mają umiaru w jedzeniu i te trzeba niestety kontrolować.
Jeśli to się nie zmieni, to trzeba będzie postąpić tak jak radzi wetka - podawać wydzielone porcje w tym samym czasie obydwu kotom. I nie dawać nic między posiłkami. Kontrolować wagę systematycznie co parę tygodni.
Są też karmy odchudzające - ale młodemu kociakowi, który rośnie na razie bym takich nie podawała.
Pewnie Ola też coś napisze, bo też ma problem ze swoimi słodkimi grubaskami:)
Pozdrawiam
M.
Tak, faktycznie teraz jest za mała na odchudzanie. Na razie ma stały dostęp do suchej karmy i dwa razy dziennie po 1/8 dużej puszki Animonda, czyli w sumie 1/4 puszki dziennie, tak poleciła mi wczoraj pani doktor. Bardzo trudno jest jej nie dawać jedzenia, kiedy tak piszczy... Po tym jak ze trzy razy została zamknięta osobno na posiłek bardzo się zmieniła. Już nie odgania Ktosia od miseczki i pozwala mu spokojnie zjeść. Myślę, że teraz już nie muszę karmić ich osobno.
OdpowiedzUsuńByłam dziś z Ktosiem u weta, 4 godziny czekania, od 14 do 18. Dostał jeszcze jeden zastrzyk i już powinno być wszystko ok. Poza tym widać, że już się dobrze czuje :)
Pozdrawiam serdecznie. Jutro coś więcej napiszę, jak będę mniej wymordowana.
Dobranoc ;)
Przy karmieniu w ten sposób powinno być dobrze:)
OdpowiedzUsuńTylko trzeba wytrzymać te jej płacze głodowe...;)
I sprawdzać co jakiś czas czy się za dużo sadełka nie odkłada na brzuszku - nie powinno;)
Ona jeszcze urośnie na pewno, więc może te zapasy będą miały okazję zniknąć.
M.
Mam taką nadzieję. Nie jest bardzo tłusta, tylko troszeczkę :) więc może akurat :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się zrobiło gorąco, jak przeczytałam o węzłach, dobrze, że test jest negatywny :)
OdpowiedzUsuńJa faktycznie mam problem z kocim tyciem ;), moje dwa upasły się właśnie przez moje tłumaczenie sobie, że "rosną i potrzebują".
Fajnie, że pani wet zaleciła ograniczenie mokrego, wiem, że kocie żale i błagania potrafią łamać serce, ale to niestety trzeba wytrzymać ;)
Co do suchej karmy - my kupiliśmy kotom kulkę, z której wysypują się chrupki dopiero wtedy, gdy kot ją turla, rusza - wg mnie to bardzo fajny patent, bo zmusza kota do jedzenia po trochu, nie ma mowy, by porcja została zjedzona zbyt szybko, a kot się objadał. Może coś takiego by pomogło?