No proszę, proszę. Jeszcze kilka dni temu mała chowała się pod łóżkiem, kiedy tylko przeczuwała, że ktoś może się pojawić, a przed chwilą przyszedł do nas znajomy i, wprawdzie kiedy chcieliśmy mu ją pokazać, uciekła, ale jak tylko Marcin wszedł do kuchni, zaczęła się do niego łasić :D
Pewnie myślała, że będzie próbował przekupić ją czymś dobrym. Ale z niej mały łakomczuch! Miseczka pełna, a ona i tak sępi!
Tak, jak pisałam w komentarzu, nie było się co martwić. Noc sam-na-sam chyba dobrze zrobiła kotom, bo teraz już bez oporów dają sobie dzióbka i nawet Ktoś dał Edytce lizać się po pyszczku :)
Miałam też przed chwilą małą niespodziankę. Otworzyłam okno na maksymalną szerokość ogranicznika, która nie jest jakaś imponująca, byłam przekonana, że koty się tam nie zmieszczą ale chyba ich nie doceniłam! W pewnym momencie kolega zapytał, czy ten kot nie ucieknie. Odwróciłam się i zobaczyłam Edytkę, która wystawiała swoją ciekawską główkę za okno i podziwiała świat poza kamienicą. Na szczęście nie przyszło jej do głowy uciec, a ja już wiem, że można uchylić okno maksymalnie do połowy.
Teraz kończę to głupie tłumaczenie więc jeszcze dziś jestem trochę wyłączona z życia, ale jutro muszę to oddać i myślę, że później wezmę się do robienia zdjęć tym łobuzom.
Dziś tak dobrze się razem bawiły, że nawet nie zwróciły uwagi na to, że przebiegły po mnie i podrapały mi całe ramię... na szczęście krew się nie polała :)
Oj, cudownie jest mieszkać z dwoma kotami <3 :D
czwartek, 29 września 2011
środa, 28 września 2011
Koniec psot :D
Koty psoty rano przez jakąś godzinę się nie lubiły (ktoś był obrażony na cały świat i zazdrosny, że Edytka była rano głaskana i miziana, a on nie, ale co się dziwić, jak ona wlazła do łóżka i mruczała, a on sobie poszedł...), a teraz śpią razem w łóżku :)
Wcześniej zajęły mój fotel przy biurku - no bo jak ja sobie wyobrażam, że będę robić w życiu coś, co nie jest z nimi związane?! Nie przejęły się nawet specjalnie, kiedy stanęłam nad nimi i lekko tupnęłam nogą. Przewróciły się z boku na bok, przeciągnęły i leżały dalej, a ja musiałam przenieść się gdzie indziej! Haha! Słodkie te potworki-dyktatorki!
Wcześniej pisałam, że ktoś wypił 1/5 mojej kawy. No, wypił, i nie specjalnie przejął się tym, że powinna pobudzać, zaraz poszedł spać o.O Może na koty to jakoś inaczej działa...? W każdym razie nic mu się po tej kawie nie stało i troszkę się z tego cieszę, ale jakby tak go przeczyściło, toby przynajmniej wiedział, że nie warto, a tak to strach zostawić przy nim kawę. Jeszcze ja jestem taka zakręcona, że Często zostawiam niedopitą gdzieś na stole i wychodzę z domu albo coś, więc dobrze, że to Kotkom nie szkodzi.
Ech... one to chyba zawsze myślą, że to, co nie jest w ich misce jest lepsze.
W pierwszy czy drugi dzień Edytki u nas przyłapałam ją rano na piciu mleka, którego wieczorem nie dopił Kuba i stało na nocnej szafce. Ona wtedy była jeszcze taka wystraszona, ale nie przejmowała się moim wzrokiem, dopóki się nie zbliżyłam. Widocznie mleczo jest warte ryzyka i poświęcenia! :)
Jeszcze przypomina mi się jedna śmieszna sytuacja. Raz po imprezie został na stoliku w misce nie przykryty dip czosnkowy. Moje oczy zrobiły się bardzo duże, kiedy rano weszłam do salonu i zobaczyłam Ktosia wylizującego tą miskę! Do tej pory nie wiem, czy on lubi czosnek, czy poświęcił się, bo w skład dipu wchodziła śmietana...
Wiem, że trzeba pilnować zwierzaków, żeby nie zjadły nic niepożądanego, ale czasem to się po prostu zdarza. Tak samo, jak to, że zjadają owady... Jeśli chodzi o jedzenie i picie to ciężko upilnować tych małych złodziei, długo starałam się nauczyć ktosia dobrych manier, ale on jak tylko nie widzi nas w pobliżu to i tak robi swoje... raz zjadł z pizzy ostrą papryczkę, a właściwie tylko ją polizał, nie zdążył przełknąć, kiedy zorientował się, że to był zły pomysł i przez jakiś czas był troszkę nieszczęśliwy. Ale i tak dalej poluje na naszą pizzę, kiedy tylko ją zamawiamy!
Edycia (vel Edycja, jako kotek informatyka ;>) już tak się rozpanoszyła, że domagając się jedzenia, wskoczyła na blat w kuchni! Oczywiście stanowczo ją przegoniłam, bo o ile mam dość liberalne podejście do wielu zasad, to jest po prostu zbyt niebezpieczne! Mam nadzieję, że uda mi się ją tego oduczyć. Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się stać, gdyby palnik był gorący. Słyszałam o metodzie z kładzeniem garnka z wodą na gorący palnik, żeby koty tam się nie dostały i mogę to stosować, ale lepiej, żeby w ogóle tam nie wchodziły. Przecież tam często jest jakiś nóż, butelka, którą łatwo wywrócić i w ogóle to moim zdaniem najniebezpieczniejsze miejsce w domu.
Na razie jestem dobrej myśli, bo Ktoś już się nauczył, żeby tam nie wchodzić (a przynajmniej nie kiedy to widzimy...), więc mała też sobie poradzi :)
Dziś kotki zostaną same na noc, nie będzie nas między 21:00 a 10:00. Zobaczymy czy coś zmalują. Troszkę się boję, ale myślę, że najgorsze, co możemy spotkać to 'produkty uboczne kotów' w niewłaściwym miejscu. Jak tak na nie patrzę, jak cały dzień bawią się razem i przytulają, polują na siebie i obserwują się na wzajem, to myślę, że będzie dobrze. Ktoś często pokazuje różne rzeczy w domu Edytce, a sam już nie jeden raz zostawał sam na noc, więc pewnie jakoś po kociemu jej powie, że nie ma się czego bać i, że niedługo będziemy z powrotem.
Pozdrawiam i obiecuje, że jutro lub pojutrze będą kolejne zdjęcia :)
Wcześniej zajęły mój fotel przy biurku - no bo jak ja sobie wyobrażam, że będę robić w życiu coś, co nie jest z nimi związane?! Nie przejęły się nawet specjalnie, kiedy stanęłam nad nimi i lekko tupnęłam nogą. Przewróciły się z boku na bok, przeciągnęły i leżały dalej, a ja musiałam przenieść się gdzie indziej! Haha! Słodkie te potworki-dyktatorki!
Wcześniej pisałam, że ktoś wypił 1/5 mojej kawy. No, wypił, i nie specjalnie przejął się tym, że powinna pobudzać, zaraz poszedł spać o.O Może na koty to jakoś inaczej działa...? W każdym razie nic mu się po tej kawie nie stało i troszkę się z tego cieszę, ale jakby tak go przeczyściło, toby przynajmniej wiedział, że nie warto, a tak to strach zostawić przy nim kawę. Jeszcze ja jestem taka zakręcona, że Często zostawiam niedopitą gdzieś na stole i wychodzę z domu albo coś, więc dobrze, że to Kotkom nie szkodzi.
Ech... one to chyba zawsze myślą, że to, co nie jest w ich misce jest lepsze.
W pierwszy czy drugi dzień Edytki u nas przyłapałam ją rano na piciu mleka, którego wieczorem nie dopił Kuba i stało na nocnej szafce. Ona wtedy była jeszcze taka wystraszona, ale nie przejmowała się moim wzrokiem, dopóki się nie zbliżyłam. Widocznie mleczo jest warte ryzyka i poświęcenia! :)
Jeszcze przypomina mi się jedna śmieszna sytuacja. Raz po imprezie został na stoliku w misce nie przykryty dip czosnkowy. Moje oczy zrobiły się bardzo duże, kiedy rano weszłam do salonu i zobaczyłam Ktosia wylizującego tą miskę! Do tej pory nie wiem, czy on lubi czosnek, czy poświęcił się, bo w skład dipu wchodziła śmietana...
Wiem, że trzeba pilnować zwierzaków, żeby nie zjadły nic niepożądanego, ale czasem to się po prostu zdarza. Tak samo, jak to, że zjadają owady... Jeśli chodzi o jedzenie i picie to ciężko upilnować tych małych złodziei, długo starałam się nauczyć ktosia dobrych manier, ale on jak tylko nie widzi nas w pobliżu to i tak robi swoje... raz zjadł z pizzy ostrą papryczkę, a właściwie tylko ją polizał, nie zdążył przełknąć, kiedy zorientował się, że to był zły pomysł i przez jakiś czas był troszkę nieszczęśliwy. Ale i tak dalej poluje na naszą pizzę, kiedy tylko ją zamawiamy!
Edycia (vel Edycja, jako kotek informatyka ;>) już tak się rozpanoszyła, że domagając się jedzenia, wskoczyła na blat w kuchni! Oczywiście stanowczo ją przegoniłam, bo o ile mam dość liberalne podejście do wielu zasad, to jest po prostu zbyt niebezpieczne! Mam nadzieję, że uda mi się ją tego oduczyć. Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się stać, gdyby palnik był gorący. Słyszałam o metodzie z kładzeniem garnka z wodą na gorący palnik, żeby koty tam się nie dostały i mogę to stosować, ale lepiej, żeby w ogóle tam nie wchodziły. Przecież tam często jest jakiś nóż, butelka, którą łatwo wywrócić i w ogóle to moim zdaniem najniebezpieczniejsze miejsce w domu.
Na razie jestem dobrej myśli, bo Ktoś już się nauczył, żeby tam nie wchodzić (a przynajmniej nie kiedy to widzimy...), więc mała też sobie poradzi :)
Dziś kotki zostaną same na noc, nie będzie nas między 21:00 a 10:00. Zobaczymy czy coś zmalują. Troszkę się boję, ale myślę, że najgorsze, co możemy spotkać to 'produkty uboczne kotów' w niewłaściwym miejscu. Jak tak na nie patrzę, jak cały dzień bawią się razem i przytulają, polują na siebie i obserwują się na wzajem, to myślę, że będzie dobrze. Ktoś często pokazuje różne rzeczy w domu Edytce, a sam już nie jeden raz zostawał sam na noc, więc pewnie jakoś po kociemu jej powie, że nie ma się czego bać i, że niedługo będziemy z powrotem.
Pozdrawiam i obiecuje, że jutro lub pojutrze będą kolejne zdjęcia :)
wtorek, 27 września 2011
Króciutko
Witam :)
Dziś krótko, bo wprawdzie cały dzień jestem w domu, ale to był mój pierwszy raz z nową pracą i stres mnie strasznie zmęczył. No ale praca w domu i 10zł za godzinę :)
A teraz do rzeczy:
Kuwetkowy incydent niestety się powtórzył i to dwukrotnie...
To na pewno Edytka, została przyłapana na gorącym uczynku, kiedy narobiła do brodzika prysznicowego.
Żeby nauczyć ją wchodzenia do kuwety z drzwiczkami założyliśmy drzwiczki do jej kuwetki i wyjęliśmy z kuwety Ktosia. Najwyraźniej był to zły pomysł. Teraz obie kuwety są bez drzwiczek, więc poczekamy i zobaczymy czy jutro malutka będzie już trafiać. Może wtedy spróbujemy sposobu ze szmatką :)
Poza tym Edytka dziś w nocy już z nami spała - a to jest strasznie słooooodkie :)
I bardzo głośno domaga się jedzonka jakieś 4 razy dziennie :)
Dziś kotki dostawały Gourmet, bo wypróbowuję różne karmy mokre (a poza tym akurat nie było w sklepie Animonda), ale wyjadają z nich tylko sosik, a to gumowate coś zostawiają i muszę wyrzucać. Prawie nie jedzą suchej karmy. Najwyraźniej oba przyzwyczaiły się, że po miauczeniu małej dostają coś dobrego ;). Wątróbka Edytce tak średnio podchodzi, ale nie martwię się tym, bo zje tyle, na ile jest głodna, a za resztę po jakimś czasie zabiera się Ktoś. Za to indycze serduszka zrobiły furorę i znikają w ciągu kilku minut :).
Koty już w ogóle na siebie nie warczą ani nie syczą, za to Ktoś z coraz mniejszą niechęcią przyjmuje ocieranie się Edytki o niego.
Kiedy przychodzą do nas ludzie, mała, dopóki jest ignorowana, siedzi gdzieś w kącie w salonie, a kiedy goście przejawiają zainteresowanie jej słodką osóbką, wycofuje się do sypialni i kładzie na łóżku. Dopiero, kiedy ktoś zagląda pod łóżko, zajmuje najbezpieczniejszą w domu lokację - pod łóżkiem, które jest na tyle niskie, że człowiek nie jest w stanie pod nie wejść.
Niestety nie będzie dziś zdjęć, ale może jutro uda mi się coś machnąć. Choć nie obiecuję, bo jutro też czeka mnie praca + tłumaczenie tekstu na angielski, który muszę oddać do 30 września, a jest dość trudny.
Pozdrawiam i, jak zwykle, czekam na komentarze :)
Dziś krótko, bo wprawdzie cały dzień jestem w domu, ale to był mój pierwszy raz z nową pracą i stres mnie strasznie zmęczył. No ale praca w domu i 10zł za godzinę :)
A teraz do rzeczy:
Kuwetkowy incydent niestety się powtórzył i to dwukrotnie...
To na pewno Edytka, została przyłapana na gorącym uczynku, kiedy narobiła do brodzika prysznicowego.
Żeby nauczyć ją wchodzenia do kuwety z drzwiczkami założyliśmy drzwiczki do jej kuwetki i wyjęliśmy z kuwety Ktosia. Najwyraźniej był to zły pomysł. Teraz obie kuwety są bez drzwiczek, więc poczekamy i zobaczymy czy jutro malutka będzie już trafiać. Może wtedy spróbujemy sposobu ze szmatką :)
Poza tym Edytka dziś w nocy już z nami spała - a to jest strasznie słooooodkie :)
I bardzo głośno domaga się jedzonka jakieś 4 razy dziennie :)
Dziś kotki dostawały Gourmet, bo wypróbowuję różne karmy mokre (a poza tym akurat nie było w sklepie Animonda), ale wyjadają z nich tylko sosik, a to gumowate coś zostawiają i muszę wyrzucać. Prawie nie jedzą suchej karmy. Najwyraźniej oba przyzwyczaiły się, że po miauczeniu małej dostają coś dobrego ;). Wątróbka Edytce tak średnio podchodzi, ale nie martwię się tym, bo zje tyle, na ile jest głodna, a za resztę po jakimś czasie zabiera się Ktoś. Za to indycze serduszka zrobiły furorę i znikają w ciągu kilku minut :).
Koty już w ogóle na siebie nie warczą ani nie syczą, za to Ktoś z coraz mniejszą niechęcią przyjmuje ocieranie się Edytki o niego.
Kiedy przychodzą do nas ludzie, mała, dopóki jest ignorowana, siedzi gdzieś w kącie w salonie, a kiedy goście przejawiają zainteresowanie jej słodką osóbką, wycofuje się do sypialni i kładzie na łóżku. Dopiero, kiedy ktoś zagląda pod łóżko, zajmuje najbezpieczniejszą w domu lokację - pod łóżkiem, które jest na tyle niskie, że człowiek nie jest w stanie pod nie wejść.
Niestety nie będzie dziś zdjęć, ale może jutro uda mi się coś machnąć. Choć nie obiecuję, bo jutro też czeka mnie praca + tłumaczenie tekstu na angielski, który muszę oddać do 30 września, a jest dość trudny.
Pozdrawiam i, jak zwykle, czekam na komentarze :)
poniedziałek, 26 września 2011
Czarno-krówkowy poniedziałek
Witam serdecznie :)
Niestety, musicie mi wybaczyć to, że piszę późno i, że dziś, prawdopodobnie będzie króciutko. W ramach przeprosin dorzucę parę zdjęć.
Chyba do 3:00 nad ranem bawiliśmy się z kotami, aż wydawało nam się, że są tak zmęczone, że pójdą spać i pozwolą nam zasnąć. W rzeczy samej, kiedy zbieraliśmy się do spania, kotki już wyglądały na baaardzo zmęczone.
Oszukały nas ;) jak tylko w domu pogasły światła, znowu zaczęły się gonitwy.
Jeszcze od czasu do czasu w tych przepychankach kotki są trochę zbyt zaangażowane jak na mój gust, ale klaśnięcie w dłonie świetnie działa :). Poza tym rzadko - może kilka razy na dzień - zdarza się taka sytuacje. Wtedy z reguły słychać miauknięcie, syknięcie i na chwilę stopują. Wydaje mi się, że to wina Ktosia, który nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki jest silny (a jest bardzo. Potrafi w zapamiętaniu w zabawie z nami przegryźć do krwi skórę na ręce). Po prostu jak się za bardzo zaangażuje to przesadza, ale jedno miauknięcie lub syk ze strony Edytki potrafią sprowadzić go na ziemię :) Chyba się zakochuje ;)
Nie udało mi się uchwycić tego na żadnym zdjęciu, ale koty się całują i ocierają pyszczkami :D
Ich znajomość rozwija się zaskakująco dobrze i szybko :)
Nie biją się o jedzonko, suche jedzą obojętne z której miski, choć Edytka chyba woli z miski ktosia. Widać nie czuje się już takim maleństwem, za jakie ją mamy i nie chce juniorków ;)
W łazience pojawiła się kolejna kupka i trzeba będzie przeprowadzić śledztwo.
W prawdzie Ktoś nie wydawał się bardzo na nas obrażony, a wczoraj i dziś już sporo mruczał, ale możliwe, że jakoś chce nam zrobić na złość... Możliwe też, że Edytka nie czuje się pewnie z nową kuwetą, ale wątpię w to, bo wczoraj normalnie się przy nas załatwiała. No, okaże się, to napiszę. A może się nie okaże, bo już nie zrobią paskudztwa, to też napiszę :)
Zaczęliśmy już powoli wkładać małą do kuwety z drzwiczkami i jeszcze sama do niej nie wchodzi, ale jak się ją tam wsadzi to nie jest wystraszona ani nic. Pamiętam, że Ktoś dokładnie tak samo się do tego przyzwyczajał.
W ogóle zaczęłam czytać ten wątek Edytki na Miau.pl (jestem na 13 stronie) i widzę, że Jest niesamowicie podobna do Ktosia. Dokładnie tak samo dorastał, tylko że bez innych zwierząt. Też od początku wiedział, o co chodzi z kuwetą, szybko zapoznał się z każdym kątem mieszkania. Nawet tak samo nie chciał jeść saszetek, jak spróbował surowego mięsa. Oczywiście noszenie wszędzie ze sobą ulubionej zabawki i ślinienie, gryzienie, drapanie, szarpanie, wąchanie, lizanie i Bóg wie, co jeszcze w wolnych chwilach to podstawa. Nie ma tylko takiego gustu ukierunkowanego na róż. On jest koneserem wszelkiego rodzaju korków z win, likierów, obojętnie czego. Mogą być plastikowe lub korkowe, ale korkowe się znacznie lepiej gryzie. Tylko, że szybciej się niszczą...
No i też był takim grzecznym łobuzem. Tak, łobuzem. Po tych kilku dniach mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że z małej jest straszna łobuziara! Potrafi zmęczyć ktosia tak, że pada na nosek, a później, kiedy on już leży, ona na niego poluje. Albo jak się biją i któreś przesadzi, jest miauk, dają sobie spokój. To Edytka rzuca się z powrotem na Ktosia. Nie przypuszczałam, że tak będzie, zwłaszcza, że wydaje mi się, że ona powinna się go troszkę bać, skoro potrafi ją ugryźć, przygnieść lub nadepnąć tak, że ta miauczy lub syczy.
Mimo wszystko wydaje mi się, że się lubią. To prawda, że potrafią się prać zapamiętale, przy okazji demolując całe mieszkanie, ale równie często bawią się w berka, piłkę lub jakieś inne spokojne gry. Nie sypiają jeszcze chyba razem, w każdym razie nie w łóżku, ale mała jak tylko słyszy budzik, to przychodzi i mruczy - to takie cudowne!
Edycia jest jeszcze troszkę dzika i chowa się, jak tylko przyjdą do nas goście, ale myślę, że z czasem przyzwyczai się do ludzi. Będzie musiała, bo prowadzimy dość aktywny towarzysko tryb życia i ze względu na dobrą lokalizację z reguły znajomi przychodzą do nas, a nie na odwrót.
Jestem przekonana, że skoro Ktoś może przyzwyczaić się do kolejnego czworonoga, to Edytka wkrótce przestanie obawiać się dwunogów ;)
No i jednak się rozpisałąm :)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do oglądania poniższych zdjęć :)
Niestety, musicie mi wybaczyć to, że piszę późno i, że dziś, prawdopodobnie będzie króciutko. W ramach przeprosin dorzucę parę zdjęć.
Chyba do 3:00 nad ranem bawiliśmy się z kotami, aż wydawało nam się, że są tak zmęczone, że pójdą spać i pozwolą nam zasnąć. W rzeczy samej, kiedy zbieraliśmy się do spania, kotki już wyglądały na baaardzo zmęczone.
Oszukały nas ;) jak tylko w domu pogasły światła, znowu zaczęły się gonitwy.
Jeszcze od czasu do czasu w tych przepychankach kotki są trochę zbyt zaangażowane jak na mój gust, ale klaśnięcie w dłonie świetnie działa :). Poza tym rzadko - może kilka razy na dzień - zdarza się taka sytuacje. Wtedy z reguły słychać miauknięcie, syknięcie i na chwilę stopują. Wydaje mi się, że to wina Ktosia, który nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki jest silny (a jest bardzo. Potrafi w zapamiętaniu w zabawie z nami przegryźć do krwi skórę na ręce). Po prostu jak się za bardzo zaangażuje to przesadza, ale jedno miauknięcie lub syk ze strony Edytki potrafią sprowadzić go na ziemię :) Chyba się zakochuje ;)
Nie udało mi się uchwycić tego na żadnym zdjęciu, ale koty się całują i ocierają pyszczkami :D
Ich znajomość rozwija się zaskakująco dobrze i szybko :)
Nie biją się o jedzonko, suche jedzą obojętne z której miski, choć Edytka chyba woli z miski ktosia. Widać nie czuje się już takim maleństwem, za jakie ją mamy i nie chce juniorków ;)
W łazience pojawiła się kolejna kupka i trzeba będzie przeprowadzić śledztwo.
W prawdzie Ktoś nie wydawał się bardzo na nas obrażony, a wczoraj i dziś już sporo mruczał, ale możliwe, że jakoś chce nam zrobić na złość... Możliwe też, że Edytka nie czuje się pewnie z nową kuwetą, ale wątpię w to, bo wczoraj normalnie się przy nas załatwiała. No, okaże się, to napiszę. A może się nie okaże, bo już nie zrobią paskudztwa, to też napiszę :)
Zaczęliśmy już powoli wkładać małą do kuwety z drzwiczkami i jeszcze sama do niej nie wchodzi, ale jak się ją tam wsadzi to nie jest wystraszona ani nic. Pamiętam, że Ktoś dokładnie tak samo się do tego przyzwyczajał.
W ogóle zaczęłam czytać ten wątek Edytki na Miau.pl (jestem na 13 stronie) i widzę, że Jest niesamowicie podobna do Ktosia. Dokładnie tak samo dorastał, tylko że bez innych zwierząt. Też od początku wiedział, o co chodzi z kuwetą, szybko zapoznał się z każdym kątem mieszkania. Nawet tak samo nie chciał jeść saszetek, jak spróbował surowego mięsa. Oczywiście noszenie wszędzie ze sobą ulubionej zabawki i ślinienie, gryzienie, drapanie, szarpanie, wąchanie, lizanie i Bóg wie, co jeszcze w wolnych chwilach to podstawa. Nie ma tylko takiego gustu ukierunkowanego na róż. On jest koneserem wszelkiego rodzaju korków z win, likierów, obojętnie czego. Mogą być plastikowe lub korkowe, ale korkowe się znacznie lepiej gryzie. Tylko, że szybciej się niszczą...
No i też był takim grzecznym łobuzem. Tak, łobuzem. Po tych kilku dniach mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że z małej jest straszna łobuziara! Potrafi zmęczyć ktosia tak, że pada na nosek, a później, kiedy on już leży, ona na niego poluje. Albo jak się biją i któreś przesadzi, jest miauk, dają sobie spokój. To Edytka rzuca się z powrotem na Ktosia. Nie przypuszczałam, że tak będzie, zwłaszcza, że wydaje mi się, że ona powinna się go troszkę bać, skoro potrafi ją ugryźć, przygnieść lub nadepnąć tak, że ta miauczy lub syczy.
Mimo wszystko wydaje mi się, że się lubią. To prawda, że potrafią się prać zapamiętale, przy okazji demolując całe mieszkanie, ale równie często bawią się w berka, piłkę lub jakieś inne spokojne gry. Nie sypiają jeszcze chyba razem, w każdym razie nie w łóżku, ale mała jak tylko słyszy budzik, to przychodzi i mruczy - to takie cudowne!
Edycia jest jeszcze troszkę dzika i chowa się, jak tylko przyjdą do nas goście, ale myślę, że z czasem przyzwyczai się do ludzi. Będzie musiała, bo prowadzimy dość aktywny towarzysko tryb życia i ze względu na dobrą lokalizację z reguły znajomi przychodzą do nas, a nie na odwrót.
Jestem przekonana, że skoro Ktoś może przyzwyczaić się do kolejnego czworonoga, to Edytka wkrótce przestanie obawiać się dwunogów ;)
No i jednak się rozpisałąm :)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do oglądania poniższych zdjęć :)
Ups! To zdjęcie się przekręciło... Koty odpoczywają po wspólnej zabawie :)
A tu gapią się na siebie ^^
łał! Moja komórka robi też zdjęcia panoramiczne! :P - dalej nie mam aparatu...
karmienie <3
uzupełnienie + zdjęcia
Witam serdecznie po raz kolejny tego wieczoru!
Chciałabym tu uzupełnić poprzedni post:
Kotki były wobec siebie agresywne, ale dziś już nie zaobserwowaliśmy fuczenia, miauczenia z bólu, prób krycia, więc myślę, że zaczynają się dogadywać ;)
Teraz się gonią i osiągają zawrotne prędkości. Tak zawrotne, że nie zawsze udaje im się wyrobić na zakrętach xD Chyba bawią się w berka, bo gonią się tylko na zmianę i nie tłuką (uff!)
Jak pisałam wcześniej: nawet bawiły się razem piłką! (Niesamowicie mnie to cieszy :P)
Zrobiłam im kilka zdjęć komórką, więc wybaczcie mi słabą jakość. Zawsze to jakieś dowody na to, że oba żyją i mają się dobrze ;)
To zdjęcia Edytki i Ktosia z pierwszego dnia, kiedy ona była schowana w szafce w łazience i zdjęcie kuwet. W jednej nie ma drzwiczek i mała faktycznie nie korzysta z tej "zamkniętej" tylko z tej, hmm... z wentylacją ;)
Chciałabym tu uzupełnić poprzedni post:
Kotki były wobec siebie agresywne, ale dziś już nie zaobserwowaliśmy fuczenia, miauczenia z bólu, prób krycia, więc myślę, że zaczynają się dogadywać ;)
Teraz się gonią i osiągają zawrotne prędkości. Tak zawrotne, że nie zawsze udaje im się wyrobić na zakrętach xD Chyba bawią się w berka, bo gonią się tylko na zmianę i nie tłuką (uff!)
Jak pisałam wcześniej: nawet bawiły się razem piłką! (Niesamowicie mnie to cieszy :P)
Zrobiłam im kilka zdjęć komórką, więc wybaczcie mi słabą jakość. Zawsze to jakieś dowody na to, że oba żyją i mają się dobrze ;)
To zdjęcia Edytki i Ktosia z pierwszego dnia, kiedy ona była schowana w szafce w łazience i zdjęcie kuwet. W jednej nie ma drzwiczek i mała faktycznie nie korzysta z tej "zamkniętej" tylko z tej, hmm... z wentylacją ;)
A tutaj zdjęcia sprzed dosłownie chwili, kiedy oba kotki polowały na laserek :)
Mam nadzieję, że teraz rozwiałam chociaż niektóre zmartwienia. Rozumiem, że ta mała biegająca definicja słodkości mogła tak głęboko ulokować się w sercach poprzednich opiekunów, że nie sposób pozbyć się zmartwień i różnych myśli. Mam nadzieję, że niedługo będzie czuła się tu zupełnie komfortowo i pewnie. Wtedy będzie jej trzeba urządzić małą "parapetówkę" wśród bliskich ;)
Życzę dobrej i spokojnej nocy, czego pewnie znów sama nie doświadczę, bo wygląda na to, że potwory się zupełnie rozbudziły :) Tym razem, na szczęście, wyglądają na dużo weselsze niż wczoraj. Trzymajcie kciuki, żeby w nocy nie wybuchła na nowo wojna!
P.S: Cudowne! chowają się i kiedy szukający zaczyna się zniechęcać, schowany miauczy, naprowadzając go na dobry trop. W ogóle wygląda na to, że nie lubią być z dala od siebie - dają nam z każdą chwilą coraz więcej szczęścia :)
niedziela, 25 września 2011
Początki
Witam serdecznie!
To jest blog poświęcony Ktosiowi i Edytce, niezwykłym kotkom mieszkającym u zwykłych krakowskich studentów, a pisze go Monika.
Czarny kotek Ktoś jest z nami już ponad rok, po tym, jak został uratowany z przydrożnej kałuży przez moją najlepszą przyjaciółkę. Przez pierwszy tydzień ona się nim zajmowała i dawała mu zastrzyki, bo miał bardzo poważne zapalenie płuc. Ktoś miał wtedy ok. 6 tygodni i był w opłakanym stanie. Prawie nie miał futerka, za to mnóstwo różniastych pasożytów. Niestety (a może na szczęście) Asia nie mogła go zatrzymać. Jej tata wściekał się na myśl o nowym zwierzaku, bo mieli już trzy psy, konia, kozę, kota, szczury, papugę i chyba tyle... Asia studiuje hodowlę zwierząt i są one jej największą, życiową pasją, dzięki czemu nie miała problemu z dawaniem kotu zastrzyków. Całe szczęście, bo ja pewnie bym nie podołała.
To było jakoś na początku października 2010. Tak się stało, że ja właśnie miałam wprowadzić się z moim chłopakiem do naszego obecnego mieszkania i zawsze marzyłam o tym, żeby mieć kotka. W domu nie było o tym mowy, bo mój brat jest uczulony.
I tak Ktoś znalazł się u nas. Przeżył z nami gruntowny remont mieszkania, z czym było nie mało zachodu, bo jako maluch, który bardzo szybko odzyskiwał formę, był strasznie ruchliwy i wszędzie go było pełno. Na szczęście udało nam się utrzymać go z dala od remontowanych części mieszkania bez żadnego uszczerbku na zdrowiu ;)
Od tej pory Ktoś rósł jak na drożdżach i stał się naszym oczkiem w głowie. Jako znajda jest niezwykle wdzięczny i kochany, chociaż to łobuziak. Codziennie, kiedy wracaliśmy z uczelni witał nas w drzwiach i czasem był tak stęskniony, że trzeba się było załatwiać, głaszcząc jednocześnie kota siedzącego na kolanach :D
Tak przeżyliśmy sobie rok, aż przyszły wakacje. Ja pojechałam na miesiąc do pracy na Sycylię, Kuba pracował jako pilot wycieczek autokarowych i był w domy raz na tydzień, a kotkiem opiekowała się moja kuzynka na zmianę z siostrą mojego partnera.
Po naszym powrocie kotek był tak wytęskniony, że przez trzy dni non-stop tulił się i mruczał. Przez dwa tygodnie po powrocie byłam prawie cały czas w mieszkaniu i bawiliśmy się razem.
Później przyszła tzw. kampania wrześniowa i poświęcaliśmy mu mniej czasu, zaczęliśmy wychodzić często na całe dnie, jak to w normalnym życiu bywa, i kotek zostawał sam na długie godziny. O ile wcześniej nie miał z tym problemu, ostatnio zrobił się osowiały i... smutny? Chyba tak...
Porozmawialiśmy z kilkoma osobami bardziej doświadczonymi w hodowli kotków i okazało się, że może być samotny oraz, że najlepiej mieć co najmniej dwa kotki.
Kot nie bawi się z człowiekiem tak, jak z drugim kotem. Szybko doszliśmy do wniosku, że adopcja drugiego kota będzie lekarstwem dla duszy Ktosia, zaczęłam więc szukać ogłoszeń adopcyjnych w internecie.
Tak właśnie znalazłam Edytkę - śliczną, czarno-białą, około pięciomiesięczną koteczkę. Zakochaliśmy się w niej, jak tylko zobaczyliśmy zdjęcia. Szukaliśmy kota młodszego od Ktosia, ale na tyle dużego, żeby nasz czarnulek go nie zamęczył. Edycia byłą w idealnym wieku. Z opisu na stronie wynikało, że ma podobny, aktywny i słodki, łobuzerski charakter.
Szybko zadzwoniłam pod podany na stronie numer telefonu, gdzie pani Ola podała mi kontakt do tymczasowej opiekunki tej małej piękności, Magdy. Minęło kilka dni, trochę formalności i w piątek 23.09.2011 kicia była już u nas.
Pierwszy wieczór i noc przespała schowana w szafce w łazience, panicznie bojąc się zarówno nas, jak i Ktosia.
Sobota upłynęła jej w większości pod naszym łóżkiem, gdyż niepewni, co zrobią kotki zostawione samym sobie, zamknęliśmy je w osobnych pomieszczeniach na większą część dnia. Po powrocie do mieszkania, około godziny 16:00, drzwi zostały otwarte i koty zaczęły niepewnie się obwąchiwać i gonić za sobą. Gdy wychodziliśmy z domu około 20:20, nie zamykaliśmy już drzwi i po 23:00, kiedy wróciliśmy Edytka siedziała wystraszona pod łóżkiem, a Ktoś zupełnie ją olał. Później, po długim przekonywaniu jej nieśmiałym głaskaniem, wyszła do nas i zaczęła się tulić i prosić o pieszczoty. Tu zaczęły się schody, bo Ktoś chyba zrobił się zazdrosny i zaczął ją gonić i bić. Nie minęło jednak wiele czasu, jak ona zaczęła odwdzięczać mu się pięknym za nadobne.
Noc z soboty na niedzielę była dla nas koszmarem! Chyba do 4:00 rano koty goniły się nie zważając na przeszkody stojące im na drodze, co skutkowało strasznym hukiem co kilka sekund. Nie obeszło się również bez koncertów i syczenia. W końcu zamknęłam Edytkę z nami w sypialni a Ktosiowi zostawiłam resztę mieszkania. Kicia przyszłą, mruczała, tuliła się i domagała pieszczot, a gdy zaczynałam zasypiać, miauczała, żeby się nią zająć. Po około pół godziny, kiedy na zewnątrz już powoli lecz nieubłaganie zaczynało się rozjaśniać Ktoś podszedł do drzwi, zaczął w nie pukać i miauczeć. Reakcja koteczki była natychmiastowa - zaczęła robić dokładnie to samo!
Przez irytację spowodowaną brakiem snu zaczęła się przedzierać nadzieja - może już się tak polubiły, że chcą się przytulić i położyć z nami spać... Niestety! To było tylko złudzenie.
Kotłowanie, bieganie, hałasowanie, koncertowanie, dzwonienie zabawkami - wszystko zaczęło się na nowo.
W końcu nie wytrzymałam i wyrzuciłam oba koty, z miskami i kuwetą na korytarz, zamknęłam drzwi i postanowiłam nie reagować. Nie minęło wiele czasu, jak hałasy ucichły. Dzięki Bogu, przed 6 rano mogliśmy spokojnie zasnąć.
Koło 10:00 rano znaleźliśmy Ktosia śpiącego na swoim ulubionym fotelu i Edytkę wciśniętą za komputer, gdzie kocurek się nie mieści. Kicia początkowo była bardzo wystraszona, ale po chwili głaskania odzyskała pewność siebie i zaczęła gonić Ktosia i polować na niego. Mała bestia nie da sobie w kaszę dmuchać.
Kolejne kilka godzin upłynęło nam na przygotowaniach do wyjścia na obiad do rodziców, a kotom na szalonym bieganiu, skakaniu, fruwaniu i łamaniu praw fizyki ;)
Chcieliśmy znów zamknąć je osobno, ale skończyła się już agresja, miauki i syczenie więc porzuciliśmy ten pomysł.
Jeszcze zanim wyszliśmy z domu miała miejsce kolejna zabawna sytuacja: Edytka tak wymęczyła Ktosia, że w pewnym momencie, idąc przez pokój, kot zatrzymał się, położył i zasnął. Po porostu padł na swój koci pyszczek :)
Jest jedna rzecz, z którą walczymy ale pewnie zajmie nam jeszcze troszkę czasu: Ktoś wchodzi do kuwetki Edytki i się w niej kładzie. Prawdopodobnie właśnie to było przyczyną kociej kupki na dywaniku w łazience. Cóż, kicia nie dostała ochrzanu, bo to dopiero jej początki tutaj i i tak ma wystarczająco dużo stresu. Mam tylko nadzieję że ta sytuacja się już nie powtórzy.
Jeżeli chodzi o jedzenie: Ktoś polubił miseczkę Edytki i kiedy im nakładamy, idzie do niej zamiast do swojej, ale kicia jest sprytna i albo go przegania albo idzie do jego miski więc z głodu chyba nie umrze.
Dziś wieczorem koty już bawiły się razem piłeczką i myszką. Są tylko agresywne, kiedy kocimiętkę da się im w jednym miejscu :D ale remedium na to jest bardzo proste: trzeba (koniecznie jednocześnie) nasypać ją przed każdym pyszczkiem.
Mam nadzieję, że wszystko już będzie coraz lepiej i niedługo będą się tulić i razem spać, tak jak robią to koty naszych znajomych.
Będę starała się pisać tu często i dorzucać zdjęcia, ale na nie trzeba troszkę poczekać, bo na razie koty są na to zbyt ruchliwe.
To jest blog poświęcony Ktosiowi i Edytce, niezwykłym kotkom mieszkającym u zwykłych krakowskich studentów, a pisze go Monika.
Czarny kotek Ktoś jest z nami już ponad rok, po tym, jak został uratowany z przydrożnej kałuży przez moją najlepszą przyjaciółkę. Przez pierwszy tydzień ona się nim zajmowała i dawała mu zastrzyki, bo miał bardzo poważne zapalenie płuc. Ktoś miał wtedy ok. 6 tygodni i był w opłakanym stanie. Prawie nie miał futerka, za to mnóstwo różniastych pasożytów. Niestety (a może na szczęście) Asia nie mogła go zatrzymać. Jej tata wściekał się na myśl o nowym zwierzaku, bo mieli już trzy psy, konia, kozę, kota, szczury, papugę i chyba tyle... Asia studiuje hodowlę zwierząt i są one jej największą, życiową pasją, dzięki czemu nie miała problemu z dawaniem kotu zastrzyków. Całe szczęście, bo ja pewnie bym nie podołała.
To było jakoś na początku października 2010. Tak się stało, że ja właśnie miałam wprowadzić się z moim chłopakiem do naszego obecnego mieszkania i zawsze marzyłam o tym, żeby mieć kotka. W domu nie było o tym mowy, bo mój brat jest uczulony.
I tak Ktoś znalazł się u nas. Przeżył z nami gruntowny remont mieszkania, z czym było nie mało zachodu, bo jako maluch, który bardzo szybko odzyskiwał formę, był strasznie ruchliwy i wszędzie go było pełno. Na szczęście udało nam się utrzymać go z dala od remontowanych części mieszkania bez żadnego uszczerbku na zdrowiu ;)
Od tej pory Ktoś rósł jak na drożdżach i stał się naszym oczkiem w głowie. Jako znajda jest niezwykle wdzięczny i kochany, chociaż to łobuziak. Codziennie, kiedy wracaliśmy z uczelni witał nas w drzwiach i czasem był tak stęskniony, że trzeba się było załatwiać, głaszcząc jednocześnie kota siedzącego na kolanach :D
Tak przeżyliśmy sobie rok, aż przyszły wakacje. Ja pojechałam na miesiąc do pracy na Sycylię, Kuba pracował jako pilot wycieczek autokarowych i był w domy raz na tydzień, a kotkiem opiekowała się moja kuzynka na zmianę z siostrą mojego partnera.
Po naszym powrocie kotek był tak wytęskniony, że przez trzy dni non-stop tulił się i mruczał. Przez dwa tygodnie po powrocie byłam prawie cały czas w mieszkaniu i bawiliśmy się razem.
Później przyszła tzw. kampania wrześniowa i poświęcaliśmy mu mniej czasu, zaczęliśmy wychodzić często na całe dnie, jak to w normalnym życiu bywa, i kotek zostawał sam na długie godziny. O ile wcześniej nie miał z tym problemu, ostatnio zrobił się osowiały i... smutny? Chyba tak...
Porozmawialiśmy z kilkoma osobami bardziej doświadczonymi w hodowli kotków i okazało się, że może być samotny oraz, że najlepiej mieć co najmniej dwa kotki.
Kot nie bawi się z człowiekiem tak, jak z drugim kotem. Szybko doszliśmy do wniosku, że adopcja drugiego kota będzie lekarstwem dla duszy Ktosia, zaczęłam więc szukać ogłoszeń adopcyjnych w internecie.
Tak właśnie znalazłam Edytkę - śliczną, czarno-białą, około pięciomiesięczną koteczkę. Zakochaliśmy się w niej, jak tylko zobaczyliśmy zdjęcia. Szukaliśmy kota młodszego od Ktosia, ale na tyle dużego, żeby nasz czarnulek go nie zamęczył. Edycia byłą w idealnym wieku. Z opisu na stronie wynikało, że ma podobny, aktywny i słodki, łobuzerski charakter.
Szybko zadzwoniłam pod podany na stronie numer telefonu, gdzie pani Ola podała mi kontakt do tymczasowej opiekunki tej małej piękności, Magdy. Minęło kilka dni, trochę formalności i w piątek 23.09.2011 kicia była już u nas.
Pierwszy wieczór i noc przespała schowana w szafce w łazience, panicznie bojąc się zarówno nas, jak i Ktosia.
Sobota upłynęła jej w większości pod naszym łóżkiem, gdyż niepewni, co zrobią kotki zostawione samym sobie, zamknęliśmy je w osobnych pomieszczeniach na większą część dnia. Po powrocie do mieszkania, około godziny 16:00, drzwi zostały otwarte i koty zaczęły niepewnie się obwąchiwać i gonić za sobą. Gdy wychodziliśmy z domu około 20:20, nie zamykaliśmy już drzwi i po 23:00, kiedy wróciliśmy Edytka siedziała wystraszona pod łóżkiem, a Ktoś zupełnie ją olał. Później, po długim przekonywaniu jej nieśmiałym głaskaniem, wyszła do nas i zaczęła się tulić i prosić o pieszczoty. Tu zaczęły się schody, bo Ktoś chyba zrobił się zazdrosny i zaczął ją gonić i bić. Nie minęło jednak wiele czasu, jak ona zaczęła odwdzięczać mu się pięknym za nadobne.
Noc z soboty na niedzielę była dla nas koszmarem! Chyba do 4:00 rano koty goniły się nie zważając na przeszkody stojące im na drodze, co skutkowało strasznym hukiem co kilka sekund. Nie obeszło się również bez koncertów i syczenia. W końcu zamknęłam Edytkę z nami w sypialni a Ktosiowi zostawiłam resztę mieszkania. Kicia przyszłą, mruczała, tuliła się i domagała pieszczot, a gdy zaczynałam zasypiać, miauczała, żeby się nią zająć. Po około pół godziny, kiedy na zewnątrz już powoli lecz nieubłaganie zaczynało się rozjaśniać Ktoś podszedł do drzwi, zaczął w nie pukać i miauczeć. Reakcja koteczki była natychmiastowa - zaczęła robić dokładnie to samo!
Przez irytację spowodowaną brakiem snu zaczęła się przedzierać nadzieja - może już się tak polubiły, że chcą się przytulić i położyć z nami spać... Niestety! To było tylko złudzenie.
Kotłowanie, bieganie, hałasowanie, koncertowanie, dzwonienie zabawkami - wszystko zaczęło się na nowo.
W końcu nie wytrzymałam i wyrzuciłam oba koty, z miskami i kuwetą na korytarz, zamknęłam drzwi i postanowiłam nie reagować. Nie minęło wiele czasu, jak hałasy ucichły. Dzięki Bogu, przed 6 rano mogliśmy spokojnie zasnąć.
Koło 10:00 rano znaleźliśmy Ktosia śpiącego na swoim ulubionym fotelu i Edytkę wciśniętą za komputer, gdzie kocurek się nie mieści. Kicia początkowo była bardzo wystraszona, ale po chwili głaskania odzyskała pewność siebie i zaczęła gonić Ktosia i polować na niego. Mała bestia nie da sobie w kaszę dmuchać.
Kolejne kilka godzin upłynęło nam na przygotowaniach do wyjścia na obiad do rodziców, a kotom na szalonym bieganiu, skakaniu, fruwaniu i łamaniu praw fizyki ;)
Chcieliśmy znów zamknąć je osobno, ale skończyła się już agresja, miauki i syczenie więc porzuciliśmy ten pomysł.
Jeszcze zanim wyszliśmy z domu miała miejsce kolejna zabawna sytuacja: Edytka tak wymęczyła Ktosia, że w pewnym momencie, idąc przez pokój, kot zatrzymał się, położył i zasnął. Po porostu padł na swój koci pyszczek :)
Jest jedna rzecz, z którą walczymy ale pewnie zajmie nam jeszcze troszkę czasu: Ktoś wchodzi do kuwetki Edytki i się w niej kładzie. Prawdopodobnie właśnie to było przyczyną kociej kupki na dywaniku w łazience. Cóż, kicia nie dostała ochrzanu, bo to dopiero jej początki tutaj i i tak ma wystarczająco dużo stresu. Mam tylko nadzieję że ta sytuacja się już nie powtórzy.
Jeżeli chodzi o jedzenie: Ktoś polubił miseczkę Edytki i kiedy im nakładamy, idzie do niej zamiast do swojej, ale kicia jest sprytna i albo go przegania albo idzie do jego miski więc z głodu chyba nie umrze.
Dziś wieczorem koty już bawiły się razem piłeczką i myszką. Są tylko agresywne, kiedy kocimiętkę da się im w jednym miejscu :D ale remedium na to jest bardzo proste: trzeba (koniecznie jednocześnie) nasypać ją przed każdym pyszczkiem.
Mam nadzieję, że wszystko już będzie coraz lepiej i niedługo będą się tulić i razem spać, tak jak robią to koty naszych znajomych.
Będę starała się pisać tu często i dorzucać zdjęcia, ale na nie trzeba troszkę poczekać, bo na razie koty są na to zbyt ruchliwe.
Subskrybuj:
Posty (Atom)